Jeśli ktokolwiek z Was nazwał jakąkolwiek sytuację najbardziej idiotycznym niedomówieniem świata to czyta dalej. Bo ostatnio mało nie uśmierciłam Hibari za pomocą kawy. Nocowała u mnie z piątku na sobotę, nie miałyśmy w planach zasypiania, bo o ósmej było kółko z matmy na którym powinnyśmy być i stwierdziłam, że jak pójdę spać to za Chiny nie wstanę. Tym uroczym sposobem o 5 nad ranem dwa zombie postanowiły walnąć sobie po kawce. Cudem unikając rozwalenia całej kuchni udało mi się wydobyć z odmętów szafki puszkę z życiodajną kofeiną. - Hibari, suonko ile ci sypnąć - A ze dwie łyżeczki - No to git Napiły się 2 zombie kawy, godzinkę później Hibari zrobiło się słabo, obie przerażone stwierdziłyśmy, że niech ona lepiej zadzwoni po rodziców, bo cholera wie, czemu jej się tak zrobiło. Dzisiaj w szkole spytała mnie czy wsypałam dwie płaskie czy dwie czubate łyżeczki... wsypałam czubate... Doszłyśmy do wniosku, że ona mówiła o dwóch płaskich łyżeczkach, i że z reguły pije 2 razy lżejszą kawcię... i co tu się dziwić, że człowiekowi robi się słabo... edit>> 4 razy lżejszą...
lasagna
Ja nie mogę... podczas tej wersji zeżarłam pół czekolady. Jeszcze trochę i skończą mi się zapasy.