jestem rozmontowana. totalnie nie czuję świąt, myślę tylko o poprawce z matmy; boję się, że nie zdam i moje życie będzie ociekać żenadą, nie potrafię wykonać prostych poleceń z własnego lenistwa, a do tego jestem tego w pełni świadoma. i robię tak dalej. obserwuję jak moje życie towarzyskie powoli umiera śmiercią naturalną i gdyby jednak nie szkoła to już dawno zostałabym kimś w rodzaju polskiego hikikomori. mam ochotę zalewać oe śmieciami tego pokroju jak to ostatnio robię, nie wiem to chyba oznaka mojej frustracji czy coś. zastanawiałam się czy nie zrobić z kimś pierwszego trejda, ale nie wiem o czym, i czy w ogóle anybody gives a shit about this. rany ***** no, jeszcze ta durna świadomość że piszę do siebie jak w pamiętniczku zasmarkanej ośmiolatki, jestem żałosna teraz i właściwie chyba mi to pasuje.
boję się coraz bardziej wszelkich kontaktów międzyludzkich, boję sie odzywać bo mam wrażenie, że jestem nieskromna albo się chwalę, z resztą i tak zawsze na to wychodzi. no i piszę jak emo ciota, trudno, już dawno stwierdziłam że taka jestem.