Jestem ostatnio wewnętrznie rozdarta. Bo wiem, że to już nie jest to uczucie. Bo wiem, że to się w końcu musi skończyć. Najlepiej, żeby skończyło się już dawno. Najlepiej, żeby nigdy się nie zaczęło. Ale skoro już się zaczęło, to najlepiej, żebym o tym zapomniała.
Ale ja uparcie pozostaję przy tym uczuciu. I pewnie w poniedziałek wróci ono ze zdwojoną siłą. Na jak długo? Tego nie potrafię powiedzieć. Po prostu zastanawiam się, czy to ciągle jest miłość, czy już po prostu przyzwyczajenie do uczucia i osoby, którą się nim darzy...
Może i sama się na to nakręcam. Może i wszystko to, co do niego czułam, było głupie i zupełnie bez sensu, bo nawet gdyby odwzajemnił moje uczucie, nie moglibyśmy być razem. A z pewnością nie oficjalnie. Może i niepotrzebnie zawracałam sobie nim głowę przez prawie 2 lata. Ale jedno mogę powiedzieć bez wahania - to były najpiękniejsze dwa lata mojego życia. Naznaczone najpiękniejszymi chwilami, pełne marzeń, pełne rozpamiętywania najzwyklejszych chwil. Pełne jego uśmiechu i mojego szalonego "popragniania".